piątek, 2 kwietnia 2010

Partytime, as always


Korelacja taka a nie inna. Jeden milutki tydzień, podczas którego było milej niż miło.
Tupiąc dwunastocentymetrowymi czarnymi szpilami w celu nauczenia się co najmniej poprawnego chodzenia w nich, w dniu dwudziestych urodzin niejakiego P. przemierzyłyśmy z M. wzdłóż i wszerz całe miasto w celu kupienia tradycyjnej 0,7 i papierosów. Niestety nie zdąrzyłam poznać mniej lub bardziej dokładnie solenizanta z przyczyn ode mnie niezależnych. Oprócz tego, że troche poekwilibrystykowałam- bo tańcem tego nazwać nie można, to urodziny były też pretekstem do dyskusji o facetach znaczących dla mnie więcej niż kostka sera i bochenek chleba w niemrawy dzień bez obiadu, o tym ile kto wypił, o dobrym traktowaniu, o tym kogo jeszcze nie całowałyśmy, a nawet zdołałam sobie wyjaśnić z M. kilka niedoszukanych, skomplikowanych percepcji. w ciągu tych kilku godzin zdąrzyłam stracić świadomość, wytrzeźwieć i niespodziewanie znaleźć się pod cieplutką kołderką należącą do M. .. mojej M. C2H5OH wyniszczało powoli cały układ idealnie dobrego samopoczucia, przywołując do mojej głowy całą armię, ba! rzeszę wspomnień, które tak bardzo bolą. 
Na zakończenie wyśmienitego wieczoru włączyłyśmy 'PS. I Love You'-
ta idealna produkcja za każdym razem wylewa ze mnie wiadro łez. 
Następnego dnia rano zagrzałyśmy się w 'Ergo Line'ie' i udało mi się nawet spotkać z moim ulubieńcem. Pewnie teraz to czytasz.. i pewnie znowu przypisujesz mi snobizm. chciałabym wrócić na ten czerwony dywan, do parku o zapachu wakacyjnego wieczoru, do łóżka, z którego ranek przywitał nas białym sufitem. przy Tobie nabrał on takich barw, których nie potrafiłabym nawet określić mianem stonowanych błękitów, pikantnych czerwieni, czy też szykownych czerni. Każda ze wspólnie spędzonych chwil stanowiła określenie bezmiaru oddawania szczęścia. Do dnia dzisiejszego pachniesz mi uniesieniem. Rozkoszną mieszanką płynów o nazwie 'Gaultier le male'. Szkoda tylko, że tej chorobliwej skłonności do Ciebie nie da się zreperować, bądź zoperować na tyle, aby działała w obie strony i bez żadnych skaz. 
Poniedziałek dzień pełen przygód związanych z dojazdem do Rybnickiego 'Fokus Parku' na 'Avatar'a'. Oczywiście w niezastąpionym towarzystwie kolegi J i nowopoznanego J. Myślę, że zdecydowanie więcej potrzeba mi takich spontanicznych wyjazdów. Pomijając to, że następnego dnia w szkole nic do mnie nie dociera i marzę tylko o zatopieniu się w satynowej kołderce.A dzisiaj, z racji tego, że poszłam spać o dwudziestej- obudziłam się o siódmej trzydzieści i w okolicznościach wspaniałej samotności, promieni słońca i chołdu porannego zjadłam dwa tosty, wypiłam dużą, czarną kawę i siedziałam w fotelu aż do dziesiątej. Jutro na rower, a w sobote do babci. Powinnam odespać te fizyczne wiadomości, spełnianie marzeń i pasji.
Dobranoc ulubieńcu, dobranoc wam.